Nie obchodziło mnie to, czy ona była ze mną spokrewniona czy też nie. Miałam ważniejsze rzeczy na głowie, dziś trzeba wykonać zlecenie na zabójstwo trzech osób. Z tego co mi wiadomo, są to głównie chłopacy, którzy wybrali się na wieczór kawalerski. Miałam ze sobą ich zdjęcia, więc odnalezienie ich nie stanowiło żadnego problemu. Moje zwierzaki siedziały sobie wygodnie na dywanie, wyglądały nawet słodko. Tylko one mnie rozumiały, ja praktycznie nikomu nie ufałam.
- Zamierzasz dalej zabijać...? - Simba spojrzał na mnie zaciekawiony.
- No chyba muszę z czegoś żyć... Dobrze wiesz, że to mam już we krwi... Matka wychowała mnie na zabójcę, nikt już tego nie zmieni.
- Oj Luna, Luna...- Zaśmiał się lekko.
- No co.?
- Nic, skoro masz zamiar dalej siać zniszczenie to proszę bardzo, ale uważaj żeby Cię nikt nie przyłapał... Katarino..
- Spoko, da się zrobić.
- Ah, jeszcze jedno Ta dziewczyna tutaj idzie... Będzie za dziesięć minut. - Mruknął.
< Columbiana ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz