- Tak - odparłam i chciałam wziąść piłkę. Podniósł ją wysoko. Kurna! Był wyższy o co najmniej 10cm ode mnie.
- No oddaj! - krzyknęłam i zaczęłam skakać jak głupia, żeby ją dosięgnąć. Zaśmiał się, ale oddał mi ją.
- To tera pacz! - krzyknęłam rzuciłam do kosza... prawie idealnie. Gwizdnął i złapał piłkę.
- Jeszcze raz - powiedział oddając mi piłkę - i nie zapominaj o odpowiedniej postawie.
Przybrałam pozycję i chciałam rzucać, ale chłopak stanął za mną, złapał mnie za barki i pochylił lekko do przodu poprawiając tym samym moją pozycję. Przewróciłam oczami, ale się nie odezwałam. Rzuciłam i znów chybiłam.
- Poczekaj skarbie - odezwał się odbierając mi piłkę.
- Możesz przestać tak do mnie mówić!? - zdenerwowałam się.
- Dobrze, złotko - pierdzielę! Czy ten człowiek nie może choć na chwilę przestać!? Jak znam życie to po prostu typowy podrywacz. Przewróciłam oczami, a głupek-Arthur jak gdyby nigdy nic kontynuował:
- Musisz złapać mocno piłkę o tak -chwycił ją w obie ręce i rzucił do kosza - później nauczę cię rzucać jedną ręką - dodał.
Chwyciłam piłkę i wykonałam jego polecenie. Co prawda trafiłam tylko trzy na dziesięć razy, ale to i tak najlepszy wynik jaki udało mi się w życiu osiągnąć.
Arthur?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz