środa, 24 czerwca 2015

Od Nityally

Postanowiłam udać się do okolicznego pubu, żeby trochę zarobić na życie. Ja i mój bliźniak, Olivier, mieszkamy razem. Wszyscy pozostali rozproszeni są po całym mieście, czy świecie, na przykład Caleb. Zostawił nas, kiedy miał dwadzieścia lat. Wyleciał do Afryki, by pomagać dzieciom... Tak. W tych czasach tylko im trzeba pomagać. Cała cholerna, spalona reszta Ziemi się nie liczy.
Siedziałam przed prostokątnym lustrem z żarówkami w ramie. Nienawidziłam wyspępów publicznych, ale co mam zrobić, jeśli sama praca w okolicznej stajni nie wystarcza? To jasne, że nie tylko ja zapracowywałam się na śmierć. Mój bliźniak pracował pięć dni w tygodniu po 12 godzin. Chyba w jakiejś restauracji, czy gdzieś... Nigdy mi nie wyjawił, gdzie zarabia. Nigdy też go nie śledziłam.
Inaczej było ze mną.
Nie wiedział, że chodzę wieczorami do barów, by śpiewać za kilka groszy. Zawsze się obawiałam, że mnie śledzi. Tym razem nie byłam taka ostrożna...
- Nitya - powiedział ktoś za mną.
Odwróciłam się lekko. W progu stała Prine, wysoka, czarnoskóra dziewczyna. W tym samym wieku, co ja. Miała na sobie dosyć skąpy strój. Właściciel posesji nakazał wprowadzić takie ubrania dla każdej dziewczyny, która roznosiłaby napoje czy zabawiała gości. Ja zdołałam się obronić. Nie chodziłam z tyłkiem na wierzchu po sali. Pozwolono mi ubierać się, jak chcę. Robiłam za kogoś, kto śpiewa. Zazwyczaj nikt nie zwracał na mnie uwagi, klienci byli zbyt zajęci wpatrywaniem się w kobiece kształty. Z resztą, o to chodziło. Nikt ma na mnie nie patrzeć, tylko słuchać.
Wstałam i podeszłam do niej sztywno. Uśmiechnęłam się słabo, a ona odwdzięczyła się tym samym. Zawsze się denerwowałam. Przede wszystkim tym, że nie mogę się postawić nachalnym facetom, bo stracimy klientów. Ruszyłam do zasłon, które oddzielały mnie od sceny i spojrzeń. Ktoś podał mi mikrofon z długim kablem, który trzeba za sobą ciągnąć. Nie czekałam dłużej - chwyciłam go pewnie i wkroczyłam na podest.
Było ubogo, jak zwykle. Pomieszczenie było ciemne. Nie było za dużo lamp. Tylko dlaczego? Właściciel nie miał pieniędzy, czy klimat miał być "romantyczny"? Scena otoczona była bordowymi kotarami. Starsi faceci siedzieli oparci na kanapach i gapili na kelnerki, jeśli tak je można nazwać. Omiotłam wzrokiem całą salę. Zamarłam, gdy w rogu ujrzałam znajomą twarz.
Olivier mnie zabije.
Stał oparty o kwadratową kolumnę. Miał ręce splecione na piersi. Wpatrywał się we mnie intensywnie, ciekawy tego, co zrobię. Wiedział, że się go tu nie spodziewam. Był ubrany jak zwykle: czarne spodnie, buty w tym samym kolorze oraz czerwona bluza z białym znakiem jakiejś sportowej firmy. Blond kręcone włosy miał przycięte niemal przy skórze po bokach. Gdyby nie fakt, że był moim bliźniakiem, zadużyłabym się w nim jak czteenastolatka, która jeszcze nie zna życia.
W końcu włączono muzykę. Rozluźniłam się nagle, nie myślałam o niczym. Podniosłam mikrofon do ust, chwyciła, go oburącz. Zaczęłam śpiewać piosenkę zespołu Of Monsters And Men o nazwie "Dirty Paws". Jedną z zalet pracy w pubie było to, że mogłam sama dobierać sobie piosenki. Nie mogły być jednak zbyt głośne i ciężkie. Ten utwór należał do jednego z moich ulubionych, choć wszyscy znają mnie jako fankę metalu i rocka.
Przez cały czas wpatrywałam się w brata. Miał zamienną twarz. Nie wyglądał ani na wściekłego, ani na szczęśliwego. Wydawał się być obojętny. Jedyna korzyść dla mnie...
Jeszcze tylko cztery utwory, pomyślałam zamykając oczy. Pragnęłam słyszeć tylko muzykę.

Zeszłam z podestu za kurtyny. Nie było aż tak źle. Olivier wyszedł z baru pod koniec trzeciej piosenki. Zastanawiałam się, czy to dlatego, że już nie wytrzymał mojego widoku, czy mu się znudziło.
Podałam mikrofon Ellie, która miała śpiewać jako kolejna, i szybko się ulotniłam z miejsca pracy pod pretekstem zakupów "z rodziną". Przed dziewczynamj też ukrywałam to, że mieszkam z bratem. Z resztą, co je obchodziło moje życie prywatne?
Kroczyłam szybkim krokiem przez chodnik. Miałam spuszczoną głowę, bo do domu znalazłabym drogę nawet z zamkniętymi oczyma. Kopałam niektóre śmieci, ktore przy nósł wiatr. Ludzie przechodzili obok mnie, popychając i obijając. Nie przeszkadzało mi to za bardzo, wręcz dziwiłam się, że jest ich tu tyle.
Tym razem to ja zawiniłam. Wpadłam centralnie na kogoś, kto szedł z przeciwneh strony.
- Sorry - przeprosiłam niezbyt grzecznie i ominęłam osobę.
Ta jednak chwyciła mnie za ramię i obróciła w swoją stronę.

Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz