Miałam dziś okropnie pracowity dzień. Niby oprowadzanie to nic takiego, ale jeżeli ma się na głowie stertę małych dzieciaków to już koniec. Wrzeszczą, biegają gdzie im się podoba, a opiekunowie nie mogą nad nimi zapanować. Po takim dniu mam ochotę tylko na słodziutką kawę i ciasto. Na moje nieszczęście musiałam zostawić portfel w domu, a jeżeli będę się kręcić dostanę ochrzan od mamy że budzę dwa małe diabełki więc teraz spokojnie chodzę po parku z Sejdi. Jest już od dawna ciemno i kręci się tu mało osób. No cóż szczeniak musi się wylatać bo inaczej rozwali mi pokój, a nie chcę dać mojej rodzicielce takiej satysfakcji. Z zamyślenia wyrwał mnie szelest krzaków za plecami. Zaczęłam panikować, przecież tu nikogo nie było! Zapięłam psa na smycz i ruszyłam biegiem przed siebie. Dobra, lubię las ale po zmroku z kimś w krzakach to już nie za bardzo.... jeszcze do tego to robiło za duży hałas na zwierzę....
Ktoś ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz